1934 ROK - OSTATNIA JESIEŃ MARSZAŁKA – JÓZEF PIŁSUDSKI W MOSZCZANICY

Ostatnie zdjęcie Marszałka Józefa Piłsudskiego wykonane na dworcu Wschodnim w Warszawie w chwili powrotu z Wilna
(zdjęcie wykonał fotograf Jan Binek, który zginął 28 kwietnia 1935 r. fotografując wyścigi motocyklowe w Strudze)
12 maja 1935 r. zmarł Józef Piłsudski. „Wiadomość ta uderzyła jak grom w społeczeństwo polskie. Choć bowiem ogólnie spodziewano się katastrofy, ze względu na kiepski stan zdrowia Marszałka, nękanego chorobą serca i nerek, to nikt jednak nie domyślał się, że zgon nastąpi tak szybko i niespodziewanie i że w ostatniej chwili okaże się, że do wszystkich dolegliwości przyłączył się rak żołądka i wątroby.
Nie pomogła pomoc lekarska. W ubiegłą niedzielę wieczorem Marszałek stracił przytomność i odzyskał ją tylko na jedne moment, przed śmiercią, gdy ksiądz udzielał mu Ostatniego Namaszczenia.
Cała Polska pogrążyła się w żałobie. Ubył bowiem Człowiek, który był żywym symbolem Niepodległości. Jakże pusto zrobiło się w Polsce…” – pisano w „Światowidzie” z dnia 18 maja 1935 r. nr 20 (562)
Tymczasem na Żywiecczyźnie żywe były jeszcze wspomnienia niedawnego pobytu Marszałka w tutejszym dworze Władysław Kępińskiego
w Moszczanicy. To tu właśnie, zgodnie z zaleceniami lekarzy, Józef Piłsudski we wrześniu 1934 r. miał wypoczywać i zadbać o zdrowie. Jak się jednak później okazało stan zdrowia Marszałka był poważniejszy niż początkowo sądzono.

Powitanie Józefa Piłsudskiego na żywieckim dworcu
(zbiory Muzeum Miejskiego w Żywcu)
Szczegółowo pobyt Józefa Piłsudskiego w dworku moszczanickim opisała jedna z pięciu córek Władysława Kępińskiego i jego żony Marii z Żelskich, Szczęsna Maria Perzyńska, a wspomnienia drukiem pojawiły się na stronach Karty Groni nr XVIII 1995 r. Zapiski te najlepiej oddają atmosferę wydarzeń jakie miały miejsce jesienią 1934 r. na ziemi żywieckiej:
„[…]Był dzień 8-go września 1934 roku, gdy przed dom w Moszczanicy podjechała czarna limuzyna, a w niej zamajaczyła szaro – błękitna postać. Pamięć przekazuje jedynie trochę gestów i słów, gdy ta nieco pochylona sylwetka Marszałka stanęła na ganku dworu moszczenickiego. Był tak blady, że wydawało się jakby miał zaraz zemdleć. Nie zemdlał, wyprostował się, odebrał od mojego ojca Władysława Kępińskiego chleb i sól, wysłuchał słów powitalnych, podawał kolejno rękę, przyjął kwiaty od mojej siostry Ini; jednakże słowa wypowiedziane do niego, twarze witających uśmiechy, ukłony – wszystko to obejmował jakimś nieobecnym spojrzeniem. […] Już pułkownik Strzelecki – pierwszy oficer GISZu (Główny Inspektorat Sił Zbrojnych) oraz reszta sztabowców witających Marszałka wraz z nami na ganku, otoczyli Wodza i wprowadzili Go do domu, kierując się na prawo do dużego salonu. Jego świta w liczbie pięciu oficerów sztabowych, reprezentujących poszczególne bronie, przejmuje rolę gospodarzy.[…]

Córka państwa Kępińskich wręcza kwiaty Marszałkowi Józefowi Piłsudskiemu w trakcie powitania w dworku w Moszczanicy
(zbiory Muzeum Miejskiego w Żywcu)
W chwilę po powitaniu na ganku – na znak płk. Strzeleckiego, że „Pan Marszałek już prosi” – weszliśmy z rodzicami do domu, gdzie zastaliśmy dostojnego gościa w głębi, przy obrazie bitwy pod Stoczkiem. Cała ściana była wypełniona tym obrazem. Na pierwszym planie generał Dwernicki na spienionym siwym koniu z szablą w podniesionej dłoni, wydaje rozkazy. […] Nastąpiła krótka wymiana zdań z rodzicami na temat obrazu i gen. Dwernickiego, którego Marszałek był wielbicielem. Następnie Marszałek złożył swój podpis w księdze pamiątkowej, obok na stole położył swą błękitno – siwą historyczną maciejówkę.
[…] a oto scena powitania Marszałka w naszym domu kończy się niespodziewanie ciepłym akcentem; wszyscy obecni poweseleli widząc nareszcie półuśmiech na twarzy Marszałka na widok daru wręczonego przez Mamusię: artystyczny gobelinek „Tej co w Ostrej świeci Bramie” wykonany umiejętnie rękami ofiarodawczyni.”

Józef Piłsudski wraz z oficerami przed dworem w Moszczanicy
(„Pion – Tygodnik Literacko – Społeczny nr 40 (105) 5 października 1935 r.)
W trakcie pobytu Józefa Piłsudskiego w Moszczanicy Marszałek przyjmował wielu znamienitych gości oraz delegacje. Wśród nich pojawili się m.in. kapitan Jerzy Bajan i sierżant Gustaw Pokrzywka, załoga samolotu RWD-9S, która zwyciężyła w Międzynarodowych Zawodach Samolotów Turystycznych Challenge 1934 odbywających się pomiędzy 28 sierpnia a 16 września 1934 r., a których wyczyny Piłsudski dokładnie śledził.

30 września 1935 r. Kpt. Bajan i sierż. Pokrzywka w czasie wizyty u Marszałka w dworku w Moszczanicy
(„Pion – Tygodnik Literacko – Społeczny nr 40 (105) 5 października 1935 r.)
„[…] audiencję wyznaczono na godzinę dwunastą w niedzielę – wspominał Jerzy Bajan – Trudno nie przyznać się, że byliśmy wszyscy wzruszeni i podnieceni. W trakcie meldowania się wyraz twarzy Pana Marszałka łagodnieje, z oczu patrzących prosto bije niezwykła dobroć, która dodaje nam otuchy […] Pan Marszałek interesuje się specjalnie lotem nad morzem i zapytuje, na co patrzymy w czasie lotu, bo przecież nie ma dla wzroku stałego oparcia potrzebnego dla utrzymania równowagi. Ciekawe spostrzeżenie u człowieka, który, o ile wiem, nigdy nie latał.” (Antoni Matlakiewicz „Piłsudski w Moszczanicy”, Kalendarz Żywiecki 1995 r.)
Na audiencji został również przyjęty Karol Olbracht Habsburg. „Pułkownik Strzelecki – wspominała Szczęsna Perzyńska – meldując dwukrotnie przyjazd „Arcyksięcia z Żywca” – nie otrzymał od swego szefa żadnej odpowiedzi. Domyśliwszy się o co chodzi – zameldował po raz trzeci: „Pułkownik Habsburg przyjechał”. Wówczas Marszałek rozpogodził swą twarz i zszedł do gościa do salonu.”
Przyjął także Józef Piłsudski w moszczanickim dworze w dniu 29 września 1934 r. Józefa Becka, ówczesnego ministra spraw zagranicznych po jego powrocie z Genewy. „[…] W burzliwej ponoć wymianie zdań zdawał Beck Marszałkowi sprawozdanie z wypełnienia trudnej misji na posiedzeniu Ligi Narodów. Po zakończeniu rozmowy z min. Beckiem kazał sobie Marszałek zrobić z nim zdjęcie na ganku moszczenickim i wysłać do prasy wraz z pozytywną relacją rozmów genewskich. […]” – czytamy w zapiskach Szczęsnej Perzyńskiej.

Dwór w Moszczanicy w trakcie pobytu Józefa Piłsudskiego
(„Światowid” nr34 (680) 21 sierpnia 1937 r.)
[…] Marszałek wybrał Moszczanicę na miejsce swojego wypoczynku wyłącznie na podstawie zdjęć dworu przedstawionych mu przez płk. Strzeleckiego. Tenże Strzelecki mianowicie za pierwszą swą bytnością na Żywiecczyźnie – w początku lata 1934 roku, obejrzał w okolicy wiele obiektów, kilka dworów, zamek Habsburgów i wszędzie na miejscu – mając ze sobą fotografa, zdobył dla swych nieznanych nam wówczas celów liczne zdjęcia. Owszem, kurtuazyjnie pytał rodziców o pozwolenie fotografowania domu nie tylko z zewnątrz, ale i wewnątrz, tłumacząc koniecznością znalezienia odpowiedniej kwatery dla wyższego rangą generała, który w tej okolicy będzie prowadzić manewry.” W sierpniu płk. Strzelecki przedstawił Władysławowi Kępińskiemu propozycję wynajęcia dworu w Moszczanicy na potrzeby pobytu wypoczynkowego dla Józefa Piłsudskiego i zaproponował zakwaterowanie rodziny Kępińskich w Zakopanem lub Krynicy na koszt państwa. Właściciel dworu wyraził chęć udostępnienia posiadłości w formie gościny i odmówił jednocześnie przyjęcia zapłaty za urządzenie się w innym miejscu na czas pobytu Marszałka w Moszczanicy.
„Urządzimy się we własnym zakresie” – zadecydował mój ojciec „ – wspominała córka Kępińskiego.
Przy pomocy wojskowych władze powiatu żywieckiego przystąpiły do prac przygotowawczych przeprowadzając sieć elektryczną z Żywca do Moszczanicy.”[…]Poza istniejącym już dawno połączeniem telefonicznym, zostały złożone przez wojsko specjalne linie dla rozmów międzynarodowych. Min. Beck bowiem, przebywający w tym czasie w Genewie, nieustannie relacjonował Marszałkowi przebieg rozmów i otrzymywał od niego potrzebne instrukcje, stąd konieczność założenia bezpośredniego połączenia telefonicznego z Genewą.
Wśród prac prowadzonych wokół dworu i parku zadbano o sprowadzenie pięknego białego żwiru, którym wysypano ścieżki i alejki w ogrodzie, oraz duży podjazd pod ganek. Wewnątrz domu nastąpił szereg przemeblowań. Marszałek miał zamieszkać na piętrze, w związku z czym oficerowie z jego świty czuwali nad urządzeniem odpowiednio apartamentów. Niemniej – po „zakwaterowaniu się” – Marszałek natychmiast zarządził szereg zmian w umeblowaniu swoich pomieszczeń. Już przy powitaniu w salonie zapytany przez mojego ojca czy mu się tu podoba i co chciałby zmienić – wyraził życzenie, by stół mahoniowy z salonu postawić u niego w gabinecie na górze, gdzie będzie pracować. Bardzo ten stół przypadł mu do gustu i właśnie przy nim najchętniej pracował. Duża półka pod blatem stołu nadało mu się na stosy papierów i dokumentów. Przy tym właśnie stole prowadził gry wojenne z grupą pułkowników. Stół ten był jednym z nielicznych sprzętów, które ocalały po latach wojny”. – pisała Szczęsna Perzyńska
„Wśród swego otoczenia [Józef Piłsudski – przyp. K.J.] znany był z nieco chimerycznego uosobienia – czytamy dalej we wspomnieniach Szczęsnej Perzyńskiej – w związku z tym np. jego pokój sypialny przystosowany we dworze na 1-ym piętrze, duży pokój „pod filarami” musiał mieć okna zasuwane ciemnymi gęstymi zasłonami. Najmniejszy odblask świtu nie śmiałby wtargnąć do wnętrza. Miał przy tym Marszałek zwyczaj pracować do późnej nocy, czasem do bladego świtu, nie znosił by go poranne słońce budziło po nocy spędzonej nad papierami. Sprawa tych zasłon w sypialni, to było całe zagadnienie omawiane w czasie przygotowań. Moja matka, Maria Kępińska, przesądziła w tym przypadku sprawę kupując w Bielsku piękny gruby materiał w kolorze ciemno-granatowym, do trzech dużych okien w sypialni oraz w pokoju obok, gdzie był jego gabinet. Mimo więc silnej sugestii panów z GISZu – u nas nie było tak jak wszędzie czarnych zasłon, tylko granatowe. „Nie będziemy u siebie witać gościa kirem” zdecydowała matka – i tak już zostało.
Epilogiem wreszcie zamykającym relacje z przygotowań […] to wzmianka o naszym kominku w salonie. Był on w kolorze ścian, jasny jak kość słoniowa, harmonizujący z wnętrzem salonu i jego bogatą polichromią, wykonaną na modę młodopolską przez Eugeniusza Dąbrowę – Dąbrowskiego, orędownika i propagatora Towarzystwa Polska Sztuka Stosowana – malarz z kręgu Wyspiańskiego.
Różnobarwne wstęgi krakowskie i fantastyczne desenie o tematyce roślinnej wiły się po ścianach czy to wysoko pod sufitem, czy też wzdłuż licznych w tym domu filarów i wnęk, zadziwiając oryginalnym artyzmem motywów, ciesząc doborem kolorów. To budziło też zrozumiały zachwyt Marszałka. Motywy dekoracyjne malowideł powtarzały się w rzeźbionych meblach, obicia i portiery idealnie dobrane kolorystycznie. Nad kominkiem wisiało ogromne lustro, sięgające aż do sufitu, oprawne w złote ramy, a na nim piękna jasna figura serca Jezusowego wśród wazonów z terakoty, zawsze tonące w kwiatach.

(„Pion – Tygodnik Literacko – Społeczny nr 40 (105) 5 października 1935 r.)
Nawiasem mówiąc, przez cały czas pobytu Marszałka w Moszczanicy, ogrodnik z zamku żywieckiego przywoził co dzień świeże kwiaty i pilnował – pod nieobecność moich rodziców- dekorowania nimi domu i kwietników.
[…] O urlopie w Moszczanicy opowiadał nam później płk Strzelecki, że to był naprawdę udany wyjazd. Przez cały czas pobytu gościa pogoda była wspaniała. Tylko dwa razy i to w nocy padał deszcz.”


(„Pion – Tygodnik Literacko – Społeczny nr 40 (105) 5 października 1935 r.)
Pomimo zaleceń lekarskich, by kuracjusz skupił się na wypoczynku, Marszałek poświęcał wiele czasu pracy. „[…] Program dnia Marszałka […] to przeglądnięcie aktualnej poczty, przyjmowanie rannego raportu pułk. Strzeleckiego, następnie obiad. Po obiedzie godzinna, przeważnie samotna, przechadzka po parku oraz rozmowa z osobistą sekretarką p. Daniłowską. Marszałek wiele odpoczywał, jego ulubionym zajęciem w chwilach wypoczynku było układanie pasjansa.” (fragment wspomnień Józefa Bułki „Moje wspomnienia z okresu czynnej służby wojskowej w 1934 r. przy Marszałku Józefie Piłsudskim podczas jego pobytu w Moszczanicy koło Żywca”, Karta Groni nr XVI 1991 r. s. 193. Józef Bułka w tym czasie służył w 3. Pułku Strzelców Podhalańskich w Bielsku i został oddelegowany do służby przy Marszałku w czasie jego pobytu w Moszczanicy).
Swoje wspomnienia na temat pobytu Marszałka Józefa Piłsudskiego spisał również Mieczysław Miodoński. Treść ich została opublikowana w Karcie Groni nr XVI 1991 r.:
„Zgodnie z zaleceniami konsylium lekarskiego należało mu (Józefowi Piłsudskiemu – przyp.K.J.) zagwarantować spokój i jak największe oddalenie od obowiązków służbowych. Ale czy to było możliwe?
Marszałek spacerował po parku, chodził po trawnikach koło klombów kwiatowych. Był w świetnym usposobieniu. Chwalił nasz klimat podgórski i nawet o wietrze, którego nie lubił, wyrażał się pobłażliwie – nie ma w sobie żadnej ostrości – rzekł pewnego razu.
W parku rósł wysoki dąb, osypany żołędziami i pięknie przystrojony rzeźbionymi liśćmi. Pod nim to stała zielona ławeczka, na której Marszałek siadywał samotnie ciesząc się głębokim cieniem królewskiego drzewa. Naokoło panowała cisza, przerywana tylko niekiedy dalekim odgłosem przejeżdżającego wozu i śpiewem ptaków.

Józef Piłsudski w trakcie wizyty w szkole w Moszczanicy
(zbiory Muzeum Miejskiego w Żywcu)
Mieszkańcy Żywca i okolicy byli pobytem Marszałka w Moszczanicy mocno zaintrygowani. Kiedy jednak przekonali się, że audiencji uzyskać nie można, zaczęli pisać listy, które napływały codziennie lawinami. Zdarzały się też listy nieprzyjemne z prośbami o załatwienie różnych spraw, często pisane przez dzieci pod dyktando osób starszych. Były też miłe wydarzenia, np. delegacja wsi Moszczanica zgłosiła się do Marszałka z prośbą o przyjęcie honorowego obywatelstwa ich wioski”.





(„Pion – Tygodnik Literacko – Społeczny nr 40 (105) 5 października 1935 r.)
„[…]Niejednokrotnie mówił Marszałek, że stworzył sobie w Moszczanicy nowy system pracy, polegający na tem, aby w jednym dniu zrobić to wszystko co się planowało i nic nie odkładało na dzień następny. Pracował bardzo dużo. Światło w jego sypialni gasło dopiero około 2-giej w nocy” („Światowid z dnia 21 sierpnia 1937 r. nr 34 (680))
„Personelem pomocniczym – wspominała Szczęsna Perzyńska – który przybył z Warszawy byli: strzelec p. Marszałka do jego osobistej obsługi oraz kucharz. Ze wsi natomiast przychodziły kobiety do pomocy w kuchni i do prania. Cała bowiem służba dworska otrzymała na ten czas urlop od mojego ojca.
[…] O tym jak dobrze czuł się [Józef Piłsudski – przyp. K.J] w Moszczanicy sam powiedział naszemu ojcu, przechadzając się z nim po ogrodzie na kilka dni przed swoim wyjazdem. Ojciec bowiem, w ostatnim tygodniu pobytu Marszałka, powróciła od swego brata ze Szczurowej do Żywca, dla załatwienia pilnych interesów. Zatrzymał się w hotelu, gdzie otrzymał telefon zapraszający do Moszczanicy.
Marszałek był zadowolony i wypoczęty, opowiadał ojcu, że bardzo mu było dobrze tutaj, że oprócz wypoczynku mógł spokojnie pracować. Uskarżał się tylko, że nie wolno mu było wychodzić poza teren parku, a to ze względów bezpieczeństwa. Pytał ojca: „czy nie mógłby Pan powiększyć trochę ogrodu, żebym mógł chodzić gdzieś dalej?”. Ojciec zapewnił, że właśnie w kierunku zachodnim, gdzie Marszałek najczęściej lubił spacerować – od ławeczki na której często siadywał – jest parę hektarów pola zakończonych malowniczym parowem i wzgórzem porośniętym lasem mieszanym, z przewagą modrzewi. Tam właśnie dałoby się park powiększyć. „No, jeśli Pan powiększy – to na pewno w przyszłym roku przyjadę” – zapewnił.



(„Pion – Tygodnik Literacko – Społeczny nr 40 (105) 5 października 1935 r.)
[…] W czasie spacerów Marszałka żandarmi szczególnie czujnie śledzą każdy jego krok i wszystko co dzieje się wokół, a zwłaszcza na szosie biegnącej za parkiem kierunku wsi. Czuwają, by spacer niczym nie był zakłócony. Są jednak inne godziny w ciągu dnia, gdy wokół musi panować idealna cisza – tym razem z innej przyczyny. Żandarmi – a jest ich około 70 – stracili już z oczu migającą między drzewami sylwetkę. Spacer najwidoczniej skończony. Dziadek wszedł do domu. Będzie teraz pracować. Owszem nierzadko rozlega się warkot nadjeżdżających samochodów, wylegitymowane w trasie, zatrzymują się przed zamkniętą bramą wjazdową, by przebyć ostatnie „bastiony” – budki strażnicze, po czym giną w cieniu alei. I znów cisza wokół. […]
„Raz pewien chłopak wiejski postanowił za wszelką cenę zobaczyć Marszałka i w tym celu usadowił się na przydrożnem drzewie, skąd było widać okno sypialni Marszałka. Oczywiście straż bezpieczeństwa szybko odkryła ten posterunek obserwacyjny małego chłopaka. Ale chłopak zaciął się i całą noc aż do rana wytrwał na drzewie wierząc, że posłuży mu szczęście i że ujrzy oblicze Wodza Armij Polskiej. Przez adiutantów dowiedział się Marszałek o tym fakcie i aby uszczęśliwić malca, ukazał się na chwilę w oknie, spełniając w ten sposób jego marzenia. Nie potrzeba dodawać, jak potem całą wieś zazdrościła chłopakowi, który widział Marszałka.” – odnotowano w „Światowidzie” z dnia 21 sierpnia 1937 r. nr 34 (680).
„Jesienią 1934 roku ziemia żywiecka pełna słońca i spokoju, przeżywała swe wielkie dni – pisała Szczęsna Perzyńska. Ten znak na mapie świata, ta polska „Madera” w miniaturze, ściągała ku sobie wiele oczu i uszu z całego kraju. Pisano o niej sporo w tych dniach w prasie, ale bardziej powściągliwie
i dyskretniej niż miało to miejsce w roku Madery [Józef Piłsudski wypoczywał na Maderze między grudniem 1930 a marcem 1931 roku – przyp. K.J]
[…] Przed opuszczeniem Ziemi Żywieckiej Marszałek wyraził życzenie pożegnania się z nami wszystkimi jeszcze „u siebie” tj. w swojej salonce, zanim nie przyjmie nas w Belwederze, do czego nie doszło z powodu załamania się jego zdrowia w listopadzie 34 r.
Zostaliśmy więc zaproszeni w dniu 3 października 34 r. na podwieczorek do salonki na godzinę przed odjazdem pociągu.[…] W rozmowie z rodzicami Marszałek opowiadał jakimi ścieżkami najchętniej chadzał. Szczególnie upodobał sobie gatunek ozdobnej śliwy, o ciemnym ulistnieniu, rosnącej koło kortu tenisowego „To Prunus riloba” wyjaśnił ojciec i obiecał wysłać do Belwederu sadzonki tego drzewa (co też jesienią tego roku uczynił)
Marszałek był tego wieczoru, w dniu wyjazdu z Żywca, ożywiony i rozmowny. […]. Jakiż inny dziś w dniu wyjazdu, niż gdy go widziałyśmy przy powitaniu 8 września. Zmieniony na twarzy, z tą lekką opalenizną i wesołym wyrazem oczu. Nie sądziła, że w ogóle może być taki – prawdziwy „Dziadek”.
[…] Salonka zatrzymała się nagle, widocznie została już przetoczona na właściwe tory. Tymczasem służący przyniósł podwieczorek i postawił na stole filiżanki z herbatą i ciasteczka. Rozmowa potoczyła się między innymi o odwiedzających Marszałka w Moszczanicy. Mówił z zapałem o Bajanie i Pokrzywce i o tym, że każdy kto swym wyczynem choćby sportowym, wsławił imię Polski, jest mu drogi i dla Ojczyzny pożyteczny.[…]
W chwili pożegnania wręczył rodzicom dużą fotografię z podpisem i datą wyjazdu: Moszczanica 3 X 1934”

„Tempo dnia” z 10 kwietnia 1935 r. nr 99 (721)
„Marszałek żegnał się z ziemią żywiecką na dworcu. Wyjeżdżał Marszałek z urlopu opalony na bronz i jakby odmłodzony, czując się doskonale. Nikt nie przypuszczał wówczas, że już w miesiąc później pojawią się objawy śmiertelnej choroby, która położy kres Jego wielkiemu życiu.” („Światowid” nr 34 (680) 21 sierpnia 1934 r.)

Tablica upamiętniająca pobyt Józefa Piłsudskiego w Moszczanicy wmurowana w ścianę dworu
(„Światowid z dnia 21 sierpnia 1937 r. nr 34(640))
RF

